W końcu osiągnęłam swój cel czyli 32 tc. Pora zatem na ustalenie sobie kolejnego celu - 34 tc. Mam jednak nadzieję, że po osiągnięciu 34 tc lekarze nie będą już długo czekać ze zrobieniem cięcia cesarskiego... Niektórzy lekarze chcieliby czekać do 36 tc (połowa stycznia) ze zrobieniem cesarki ale po przebytych 3 cc jest to zbyt ryzykowne - macica jest już bowiem osłabiona... Istnieje zatem dużo większe ryzyko pęknięcia macicy a także problemów z obkurczaniem się jej już po cięciu. Zresztą ja już po sobie widzę, że macica jest już coraz słabsza z każdym tygodniem gdyż pojawiają się nowe dolegliwości. Coraz częściej macica mi się "spina" i robi twarda w wyniku skurczu. Od dwóch dni zaczęły się też pojawiać w ciągu dnia sporadyczne bolesne skurcze. W poprzednich ciążach ani razu nie miałam skurczu który by mnie bolał - jest to zatem dla mnie coś zupełnie nowego... Nie ma się jednak co dziwić - w brzuchu dźwigam już ponad 4,5 kg dzidziusiów + płyn owodniowy i łożyska... Nie jest to zatem małe obciążenie.
Cotygodniowe USG wykazało, że Kajtek waży około 1670g, Klara 1506g a Lila 1417g. Trojaczki zatem bardzo ładnie przybierają na wadze co potwierdzają również lekarze. Najważniejsze, że w dalszym ciągu nie pojawia się u bliźniaczek syndrom podkradania... Ilość wód płodowych również jest w normie. Dzieciaczki mają również prawidłowe przepływy i wykazują już odruch oddychania :) Zapisy KTG nadal czasami są szalone ale na szczęście nie nasila się to...
Brzuch robi się coraz większy a ja zaczynam chodzić jak kaczka albo pingwin ;)
Najgorsze jednak jest to, że zaczęło mnie dołować przebywanie w szpitalu. Przed kilku dniami przepłakałam pół dnia... Wszystko przez to, że Sara coraz gorzej znosi naszą rozłąkę - stałą się bardziej marudna i więcej się tuli do osoby pod opieką której jest... Gdy przychodzi do szpitala nie chce wracać domu ani wsiąść do windy. Gdy ją odprowadzam pod windę to pokazuje w jej stronę i mówi "Mama papa" czyli że mam iść z nią... Gdy mówię, że nie mogę i muszę jeszcze zostać to oczywiście jest minka do płaczu a mi się serce kraje :( Nawet teraz mam łzy w oczach gdy o tym myślę :(
Fabian też czasem wieczorem w domu płacze za mną. Dopytywał się mnie wczoraj kiedy wrócę i czy będę na Święta w domu - gdy usłyszał, że pewnie jeszcze miesiąc będę w szpitalu to w oczach pojawiły mu się łzy... :( Na szczęście nie płakał bo nie chciał Sary zasmucać :(
Emilka jakoś się trzyma ale za to stała się bardziej nieznośna - ciężko zagonić ją do lekcji i nauki, nie słucha co się do niej mówi, grymasi okrutnie w kwestiach jedzenia i bardzo często wrzeszczy na Fabiana...
Ostatnie 4 tygodnie rozłąki były dla wszystkich bardzo trudne i niestety zamiast z czasem być coraz lepiej to jest wszystkim coraz trudniej... :( Dobrze, że smutek dopada dzieci jednak jedynie chwilami a przez większa część dnia trzymają się dzielnie. Ubrali już nawet z tatą choinkę dzięki czemu w domu zapanował klimat świąteczny ;)
Mam nadzieję, że dzieciaki dadzą radę jeszcze chociaż miesiąc wytrzymać bez mamy. Nastawiam się bowiem na to, że w połowie stycznia będę już w domu ;)
Cotygodniowe USG wykazało, że Kajtek waży około 1670g, Klara 1506g a Lila 1417g. Trojaczki zatem bardzo ładnie przybierają na wadze co potwierdzają również lekarze. Najważniejsze, że w dalszym ciągu nie pojawia się u bliźniaczek syndrom podkradania... Ilość wód płodowych również jest w normie. Dzieciaczki mają również prawidłowe przepływy i wykazują już odruch oddychania :) Zapisy KTG nadal czasami są szalone ale na szczęście nie nasila się to...
Brzuch robi się coraz większy a ja zaczynam chodzić jak kaczka albo pingwin ;)
Najgorsze jednak jest to, że zaczęło mnie dołować przebywanie w szpitalu. Przed kilku dniami przepłakałam pół dnia... Wszystko przez to, że Sara coraz gorzej znosi naszą rozłąkę - stałą się bardziej marudna i więcej się tuli do osoby pod opieką której jest... Gdy przychodzi do szpitala nie chce wracać domu ani wsiąść do windy. Gdy ją odprowadzam pod windę to pokazuje w jej stronę i mówi "Mama papa" czyli że mam iść z nią... Gdy mówię, że nie mogę i muszę jeszcze zostać to oczywiście jest minka do płaczu a mi się serce kraje :( Nawet teraz mam łzy w oczach gdy o tym myślę :(
Fabian też czasem wieczorem w domu płacze za mną. Dopytywał się mnie wczoraj kiedy wrócę i czy będę na Święta w domu - gdy usłyszał, że pewnie jeszcze miesiąc będę w szpitalu to w oczach pojawiły mu się łzy... :( Na szczęście nie płakał bo nie chciał Sary zasmucać :(
Emilka jakoś się trzyma ale za to stała się bardziej nieznośna - ciężko zagonić ją do lekcji i nauki, nie słucha co się do niej mówi, grymasi okrutnie w kwestiach jedzenia i bardzo często wrzeszczy na Fabiana...
Ostatnie 4 tygodnie rozłąki były dla wszystkich bardzo trudne i niestety zamiast z czasem być coraz lepiej to jest wszystkim coraz trudniej... :( Dobrze, że smutek dopada dzieci jednak jedynie chwilami a przez większa część dnia trzymają się dzielnie. Ubrali już nawet z tatą choinkę dzięki czemu w domu zapanował klimat świąteczny ;)
Mam nadzieję, że dzieciaki dadzą radę jeszcze chociaż miesiąc wytrzymać bez mamy. Nastawiam się bowiem na to, że w połowie stycznia będę już w domu ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz