Już prawie Wielkanoc a ja w ogóle tego nie czuję... Wszystko przez śnieg za oknem i typowo zimową aurę :| Może gdybym ubrała choinkę w pisanki poprawiłby mi się nastrój? ;) Wielkanoc kojarzy mi się z wiosną, świeżą zielenią listków i traw, spacerami w słońcu po wielkanocnym śniadaniu... Na pewno nie pasują mi do niej zimowe ubrania, śnieg i ukrywanie się w domu przed mroźnym wiatrem :| Mam nadzieje, że udział w mszy dzisiaj i jutro wprowadzi mnie jednak w atmosferę świąteczną :) Podobne nadzieje wiążę z sobotnim malowaniem jajek i szykowaniem koszyczków na święconkę dla dzieciaków :)
Czas u rodziców mija mi w tempie ekspresowym. Obowiązków mam tu mniej niż u siebie w mieszkaniu ale jestem dużo bardziej zmęczona - zazwyczaj zasypiam z dzieciakami jeszcze przed 22:00. Najwięcej energii pochłania mi pilnowanie Fabianka. Mały łobuziak ma tu duże pole do popisu jeżeli chodzi o szperanie w szafkach i wyjmowanie z nich wszystkiego co wpadnie mu w rączki, obrywanie kwiatków w doniczkach czy roznoszenie drzewa przynoszonego do pieca. Gdy nieopatrznie drzwi do łazienki zostają nie zamknięte to w ułamku sekundy Fabian stoi przy umywalce i odkręca maksymalnie wodę albo gryzie mydło... Próbował nawet babci wyprasować panele w pokoju żelazkiem. Jednym słowem trzeba cały czas go pilnować i praktycznie nie spuszczać z oczu. Dobrze chociaż, że z Emilką nie ma takich problemów - ogląda bajki, tańczy do teledysków (które na szczęście ze sobą przywiozłam na płytce) albo bawi się z Michałkiem :)
Wczoraj spędziłam pracowite popołudnie przeglądając kilka worów ubrań po Michale i wybrałam jeden wielki worek ubranek dla Fabianka na najbliższą wiosnę, lato i troszkę na zimę :) Już nie mogę się doczekać kiedy zacznę go ubierać w niektóre z letnich koszulek z motywem pirackim :) Emilka oczywiście poczuła się pokrzywdzona, że dla niej nic nie ma... Na osłodę kupiłam jej dzisiaj fajną czapkę na wiosnę oraz koszulę nocną z Hello Kitty :) Wymyśliła sobie bowiem ostatnio, że chce spać tak jak mama w koszuli a nie w piżamie ;) Przy okazji wyprawy do Żnina zaliczyłam z Milką wizytę u fryzjera :) Obie podcięłyśmy sobie końcówki włosów oraz grzywki i od razu poczułyśmy się piękniejsze - ciekawe czy tata jutro zauważy te drobne zmiany gdy w końcu do nas przyjedzie ;) Dzieciaki już nie mogą się doczekać spotkania z tatusiem - Fabi co jakiś czas z nadzieją woła tatę pod drzwiami wejściowymi a Milka wczoraj przed zaśnięciem ze łzami w oczach mówiła "tęsknię już za tatusiem"...
Muszę jeszcze pochwalić dzieciaki jeżeli chodzi o poniedziałkowy pogrzeb. Emilka została z Michałkiem w Rydlewie i pilnowała ich sąsiadka. Emilka była podobno grzeczna i się słuchała. Nie płakała też za mną :) Fabianek natomiast pojechał z nami na pogrzeb. Przespał w aucie całą podróż czyli ponad 2 godziny :) Obudził się dopiero gdy dojechaliśmy na miejsce. W kościele chciał koniecznie rozebrać mnie z kurtki aby dostać się do mleka ale jakoś udało mi się odwrócić jego uwagę. Niestety msza w kościele bardzo go nudziła i nie było opcji aby siedział ze mną w ławce - zmuszona byłam stać z nim na samym tyle kościoła tak aby mógł tam sobie swobodnie biegać. Na szczęście wystarczyło mu to w zupełności i mogłam spokojnie się pomodlić a on nie przeszkadzał żałobnikom. Przejście na cmentarz również obyło się bez problemów - jedynym kłopotem było to, że Fabi nie chciał iść do nikogo na ręce i to ja musiałam wszędzie go nosić... W restauracji na początku Fabi był zawstydzony ale szybko się rozkręcił i biegał po całej sali zaczepiając ciocie i wujków albo za kelnerką wchodził do kuchni :) W drodze powrotnej do domu nie chciał już spać ale na szczęście nie płakał tylko grzecznie patrzył przez okno pytając co chwile "to to" (co to).
Mam nadzieje, że w drodze do Olsztyna będzie równie grzeczny w aucie ;) Oby ta zmiana nastawienia do podróżowania naszego synka była stała :)