W piątek po 23 dniach od urodzenia (25.01.) trojaczki opuściły szpital. Oczywiście mamy sporo zaleceń i skierowań do specjalistów co u wcześniaków jest jak najbardziej normalne. Przede wszystkim dzieci muszą codziennie zażywać po 2 kapsułki witaminy D3 a także z powodu niedokrwistości po 2 saszetki żelaza. Czekają nas również w wizyty w poradni neonatologicznej, preluksacyjnej, okulistycznej oraz z powodu otworu w serduszko w poradni kardiologicznej. Za 2 tygodnie musimy też zrobić obowiązkowe szczepienia i powtórzyć badanie krwi aby sprawdzić czy niedokrwistość się zmniejsza...
Muszę przyznać się do tego, że szpital opuszczałam ze łzami w oczach. Byłam bardzo wzruszona... Gdy ponad 9 tygodni temu opuszczałam dom bałam się, że stanie się coś nieprzewidywalnego i nie uda mi się już wrócić. Tego właśnie bałam się najbardziej... Wprawdzie odganiałam od siebie te czarne myśli ale czasem obawy zwyciężały. Udało mi się jednak przetrwać i razem z trojaczkami wracałam do domu - do moich dzieci, męża i obowiązków mamy. Obok radości były oczywiście obawy jak ta nowa rzeczywistość w tak dużej rodzinie będzie wyglądać - czy podołam wszystkim obowiązkom i żadne z dzieci nie będzie się czuło pominięte czy też zaniedbane. Będzie to trudne wyzwanie ale z przyjemnością je podejmę ;)
Emilka, Fabian i Sara nie wiedzieli, że w piątek wracam z dziećmi do domu. Wprawdzie powiedzieliśmy im, że niedługo już opuścimy szpital ale nie znali konkretnego dnia. Na wszelki wypadek od kilku dni z babcią przygotowywali dla mnie i trojaczków niespodziankę ;)
Sara tak się ucieszyła na mój widok, że aż mnie przewróciła z tej radości i uścisków :) Emilka i Fabian też skakali z radości i nie wiedzieli czy bardziej rzucać się z powitaniami w moje objęcia czy może jednak ściskać trojaczki ;)
Pierwsza noc w domu była bardzo spokojna. Dzieci pały bez płaczu do rana budzone przeze mnie jedynie na karmienie. Druga noc nie była już tak spokojna - trojaczki płakały do północy a Sara razem z nimi. Sarenka koniecznie chciała abym to ja ją ululała ale niestety musiałam odciągać akurat mleko i nie mogłam położyć się obok niej więc nie chciała iść do swojego łóżka. Paweł walczył z płaczącymi trojaczkami i próbował je uspokajać. Pomimo tego płaczu było mi raźniej gdyż nie musiałam sama ogarniać tego chaosu :)
Emilka też jest bardzo pomocna - uspokaja trojaczki na rękach, karmi z butli a nawet zmienia pampersy ;) Fabiś też próbuje pomagać np. podtykając trojaczkom smoczki. Chciałby również brać je sam na ręce ale na tą chwilę nie pozwalamy mu jeszcze na to gdyż wydaje się za mały i za bardzo roztrzepany. Sara jest chyba najbardziej pocieszna w ostatnich dniach. Gdy ktoś trzyma któregoś z trojaczków to przychodzi i pyta "To to?" (kto to?) albo gdy któreś z dzieci płacze w łóżeczku przybiega do mnie i mówi "Mama dzidzia eeee) czyli że dzidzia płacze :) Bardzo chętnie wynosi też zużyte pieluszki ;) Zazdrości jak na razie brak i mam nadzieję, że tak zostanie :)
Czasu wolnego nie mam na tą chwilę w ogóle. Szóstka dzieci do ogarnięcia a do tego walka z przywróceniem mieszkania do takiego stanu jaki mi odpowiada zajmują każdą minutę doby. Te kilka tygodni mojej nieobecności i rządów P. oraz obu babć zrobiły swoje i mało która rzecz jest na swoim miejscu ;) Liczę jednak na to, że za kilka dni zrobię znowu wszystko po swojemu i będzie mi łatwiej skupić się zwykłych codziennych obowiązkach...
Muszę przyznać się do tego, że szpital opuszczałam ze łzami w oczach. Byłam bardzo wzruszona... Gdy ponad 9 tygodni temu opuszczałam dom bałam się, że stanie się coś nieprzewidywalnego i nie uda mi się już wrócić. Tego właśnie bałam się najbardziej... Wprawdzie odganiałam od siebie te czarne myśli ale czasem obawy zwyciężały. Udało mi się jednak przetrwać i razem z trojaczkami wracałam do domu - do moich dzieci, męża i obowiązków mamy. Obok radości były oczywiście obawy jak ta nowa rzeczywistość w tak dużej rodzinie będzie wyglądać - czy podołam wszystkim obowiązkom i żadne z dzieci nie będzie się czuło pominięte czy też zaniedbane. Będzie to trudne wyzwanie ale z przyjemnością je podejmę ;)
Emilka, Fabian i Sara nie wiedzieli, że w piątek wracam z dziećmi do domu. Wprawdzie powiedzieliśmy im, że niedługo już opuścimy szpital ale nie znali konkretnego dnia. Na wszelki wypadek od kilku dni z babcią przygotowywali dla mnie i trojaczków niespodziankę ;)
Sara tak się ucieszyła na mój widok, że aż mnie przewróciła z tej radości i uścisków :) Emilka i Fabian też skakali z radości i nie wiedzieli czy bardziej rzucać się z powitaniami w moje objęcia czy może jednak ściskać trojaczki ;)
Pierwsza noc w domu była bardzo spokojna. Dzieci pały bez płaczu do rana budzone przeze mnie jedynie na karmienie. Druga noc nie była już tak spokojna - trojaczki płakały do północy a Sara razem z nimi. Sarenka koniecznie chciała abym to ja ją ululała ale niestety musiałam odciągać akurat mleko i nie mogłam położyć się obok niej więc nie chciała iść do swojego łóżka. Paweł walczył z płaczącymi trojaczkami i próbował je uspokajać. Pomimo tego płaczu było mi raźniej gdyż nie musiałam sama ogarniać tego chaosu :)
Emilka też jest bardzo pomocna - uspokaja trojaczki na rękach, karmi z butli a nawet zmienia pampersy ;) Fabiś też próbuje pomagać np. podtykając trojaczkom smoczki. Chciałby również brać je sam na ręce ale na tą chwilę nie pozwalamy mu jeszcze na to gdyż wydaje się za mały i za bardzo roztrzepany. Sara jest chyba najbardziej pocieszna w ostatnich dniach. Gdy ktoś trzyma któregoś z trojaczków to przychodzi i pyta "To to?" (kto to?) albo gdy któreś z dzieci płacze w łóżeczku przybiega do mnie i mówi "Mama dzidzia eeee) czyli że dzidzia płacze :) Bardzo chętnie wynosi też zużyte pieluszki ;) Zazdrości jak na razie brak i mam nadzieję, że tak zostanie :)
Czasu wolnego nie mam na tą chwilę w ogóle. Szóstka dzieci do ogarnięcia a do tego walka z przywróceniem mieszkania do takiego stanu jaki mi odpowiada zajmują każdą minutę doby. Te kilka tygodni mojej nieobecności i rządów P. oraz obu babć zrobiły swoje i mało która rzecz jest na swoim miejscu ;) Liczę jednak na to, że za kilka dni zrobię znowu wszystko po swojemu i będzie mi łatwiej skupić się zwykłych codziennych obowiązkach...