Wczoraj za namową
Rodzinki z innego świata wybraliśmy się z dziećmi na wycieczkę do
Parku Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie. Park ten zajmuje się ochroną i rozmnażaniem gatunków zagrożonych i będących pod ochroną. Zajmuje się on również opieką nad zwierzętami, które są chore, ranne lub zostały osierocone. Część tych zwierząt zostaje później wypuszczona na wolność ale te które by sobie nie poradziły zostają w Parku... Park Dzikich Zwierząt w Kadzidłowie znajduje się na terenie Puszczy Piskiej i można w nim zobaczyć wiele różnych zwierząt m.in. przepiórki, pawie, sowy, orły, czaple, bociany czarne, sarny, daniele, dziki, łosie, wilki, rysie, żbiki a także kozy czy osiołki.
Zwierzęta te znajdują się na bardzo rozległym terenie i żyją w warunkach zbliżonych do naturalnych. Część z nich jest dzika a część oswojona. Można dzięki temu przyjrzeć się z bliska choćby danielom czy sarence ;) Emilce najbardziej spodobała się wiewiórka oraz mała sówka a Fabiankowi sarenka ;) Największy strach wzbudziły w dzieciakach kozy, które próbowały za wszelką cenę odebrać nam warzywka dla nich przeznaczone.
Emilka przez całe odwiedziny u zwierzątek pilnowała Fabiana aby nie podchodził za blisko zwierzaków ani nie dotykał siatki wolier. Ostrzegała go, że może zostać ugryziony lub dziobnięty i próbowała go odciągnąć... :) Próbowała też chodzić z Alicją za rączkę :)
Zwiedzanie terenu Parku Dzikich Zwierząt odbywa się tylko i wyłącznie z przewodnikiem. Oprowadza on grupy po poszczególnych wybiegach i przy wolierach opowiadając o mijanych gatunkach zwierząt. Przechodzenie między poszczególnymi wybiegami odbywa się przez ogrodzenie po drabinkach. Trzeba więc przygotować się na spacer bez wózka i założyć wygodne buty ;)
W drodze powrotnej do Olsztyna postanowiliśmy zrobić przystanek w Mrągowie na obiad i spacer nad jeziorkiem. Niestety obiadu spokojnie nie zjedliśmy bo gdy tylko złożyliśmy zamówienie wymacałam na Fabiankowej główce jakieś ciało obce, które okazało się być opitym krwią kleszczem :( Momentalnie straciłam apetyt i humor ale nie było co gdybać tylko wsiadłam z P. z
Rodzinki z innego świata w auto i pojechaliśmy na pogotowie uporać się ze wstrętnym robalem... Na pogotowiu wystraszonego Fabianka musiało trzymać kilka osób aby wyjąć kleszcza ale udało się. Szkoda tylko, że nikt mi nie powiedział, że kleszcza tego mogę zabrać w celu zrobienia prywatnie badań pod kontem boreliozy :| Teraz się stresuję tym czy kleszcz był zdrowy czy nie a tak bym wiedziała w 100% jak sprawy się mają...
Po powrocie do restauracji udało nam się załapać na lekko ciepły obiad po czym wyruszyliśmy na spacer. Poobserwowaliśmy kaczki, dzieciaki pobiegały a ja poprzytulałam troszkę Alkę z Rodzinki z innego świata :) Super z niej dziewczynka - lekka jak piórko i wiecznie uśmiechnięta z iskierkami w oczkach jak u chochlika ;)
Na koniec wycieczki wybraliśmy się jeszcze na drugi brzeg jeziora na plac zabaw gdzie Emilka mogła poszaleć na przeróżnych linowych konstrukcjach do wspinaczki ;) Najbardziej spodobał się zarówno Emilce jak i Fabiankowi zjazd na linie od którego nie chcieli odejść gdy tylko go odkryli ;)
Dziękujemy
Rodzince z innego świata za wyciągnięcie nas na tak fajną wycieczkę :*