Ciągle obiecuję sobie, że znajdę chociaż co drugi dzień godzinkę na to aby usiąść do mojego blogowego świata. Niestety jak widać nic z tego nie wychodzi... Za każdym razem jest coś ważniejszego - przeczytanie bajki dzieciakom, ogarnięcie prasowania czy rozmowa z Fabim, który ma ostatnio gorsze dni...
Ostatnie cztery dni były spokojniejsze i w końcu miałam czas usiąść, pomyśleć i ogarnąć swoje rozbiegane myśli. Czasem myślimy, że nic nas już nie zaskoczy ale nie ma tak dobrze...
Wróciłam dzisiaj z Emilką ze
Wojewódzkiego Szpitala Rehabilitacyjnego dla Dzieci w Ameryce gdzie Milka przez 4 dni miała badania pod kontem alergii. Zrobiono jej badanie moczu i kału pod kontem pasożytów, wymaz z nosa oraz testy alergiczne na przedramieniu, plecach i oczywiście z krwi. Testy skórne nie wykazały alergii na badaną żywność i dodatki do niej. Na wyniki z krwi musimy jednak poczekać... Za kilka tygodni czeka nas kolejna tura badań w Ameryce - tym razem na pyłki... Mam nadzieję, że uda się ustalić od czego Emilka dostaje wysypki :|
Te kilka dni poza miastem tylko z Emilką było cudownych. Badania nie zajmowały dużo czasu więc prawie cały dzień miałyśmy dla siebie - nie rozpraszały mnie domowe obowiązki i mogłam się skupić na córce ;) Codziennie na spokojnie odrabiałyśmy zadane lekcje, spędzałyśmy czas na świetlicy a po obiedzie chodziłyśmy na plac zabaw albo na spacer po terenie szpitalnego ogrodu i lasu :) Nawet w trakcie posiłków zjadanych na stołówce prowadziłyśmy dyskusje... Było to dla nas jak wakacje w SPA ;)
Jak wygląda taki kilkudniowy pobyt w Szpitalu w Ameryce? Pierwszy dzień to oczywiście spotkanie z lekarzem i wywiad z rodzicem odnośnie problemów nękających dziecko... Następnie w gabinecie zabiegowym naklejane są plastry na plecy oraz robione testy na przedramieniu. Po tych badaniach ma się już czas wolny, który można spędzić w swojej sali, na świetlicy albo na spacerze. My miałyśmy swoją salę w części dla rodziców z dziećmi - to taki pododdział bodajże z 8 pokojami 4-osobowymi (2 dzieci i 2 dorosłych w każdym), świetlicą, pokojem socjalnym dla rodziców (w którym jest czajnik elektryczny i lodówka) oraz oczywiście łazienkami. Niektórzy rodzice z dziećmi byli zakwaterowani normalnie na oddziale ale nie wiem czym się sugerowano przy przydzielaniu łóżek... Drugi dzień to pobieranie krwi na badania oraz zrobienie wymazu z nosa. Trzeci dzień to odklejenie plastrów na plecach i obejrzenie skóry pod nimi a czwarty dzień to ponowne obejrzenie pleców - reszta to czas wolny :)
Posiłki je się na stołówce o określonych godzinach (7:30 śniadanie, 10:00 drugie śniadanie, 13:10 obiad, 16:00 podwieczorek i 18:30 kolacja). Rodzice mogą sobie oczywiście również wykupić posiłki - ja za 3 posiłki dziennie przez 3 dni płaciłam 52 zł wiec nie jest to duży koszt. Dużym plusem jest to, że zupa mleczna na śniadanie czy też zupa przy obiedzie podawane są w wazach na cały stolik i można je jeść bez ograniczenia. Również chleb na śniadanie/kolację czy tez herbata nie są wydzielane. Na talerzach dostaje się jedynie masło i dodatki do kanapek czy też drugie danie obiadu. Jeżeli w ciągu dnia nie ma się zaplanowanych badań to można z dzieckiem wyjść na plac zabaw czy spacer - wystarczy się wpisać w dyżurce pielęgniarek do specjalnego zeszytu i określić w jakich godzinach nie będzie nas w budynku szpitala. W szpitalu jest oczywiście szkoła więc jeżeli dziecko ma tam spędzić więcej niż 4 dni może normalnie chodzić na lekcje według planu rozpisanego przez pielęgniarki :)
Chłopaki też spędzili razem miło czas - byli na torze gokartowym dla dorosłych, na pizzy i oglądali mecz z miską popcornu... Jednym słowem - integrowali się po męsku ;) Fabianek wieczorami oczywiście tęsknił za nami. Brakowało mu bardzo Emilki - chyba nawet bardziej niż mnie ;)