czwartek, 15 marca 2012

Powrót do przeszłości...

Trudno w to uwierzyć, ale moja malutka Emilka kończy dzisiaj 3 latka. Z tej oto okazji wzięło mnie na wspominki o tym jak to było w roku 2009 :) Oto efekt moich wspomnień:

Jak pisałam już kiedyś gdy przyjaciel mojego P. zachorował na raka doszliśmy do wniosku, że nie ma co odkładać starań o Dziecko na jakiś daleki bliżej nieokreślony termin. W lipcu postanowiliśmy starać się o Dzidziusia. Mąż typowy optymista założył, że nie zajmie nam to dużo czasu i za rok nasze Maleństwo będzie już z nami. Ja natomiast nastawiłam się na to, że rok zajmie nam samo staranie się o Dziecko. W końcu tyle się przecież słyszy o tym, że pary mają problemy z poczęciem potomka. Oczywiście racji nie miałam i już w sierpniu okazało się, że Dzidziuś jest w drodze. Z radością powiadomiliśmy o tym fakcie przyszłych dziadków i zaczęliśmy odliczać czas do kolejnych ważnych wydarzeń okresu ciąży: widocznego brzuszka, pierwszych ruchów Maleństwa, rozpoznania płci i w końcu momentu gdy Maleństwo będzie już z nami na świecie…
Ja w 27 tc
  Pierwsze trzy miesiące ciąży były trochę uciążliwe z powodu mdłości i notorycznego uczucia zmęczenia. Nie narzekałam jednak, ponieważ najważniejsze było to, że kolejne wizyty u lekarza utwierdzały nas w prawidłowym przebiegu ciąży i rozwoju naszej Kruszynki. Drugi trymestr przebiegał książkowo. Płeć małego mieszkańca mojego brzucha poznaliśmy krótko przed Świętami Bożego Narodzenia bo na wcześniejszych badaniach USG bardzo dokładnie ukrywało co ma między nóżkami. No ale nic dziwnego, że Maleństwo tak się zakrywało – okazało się bowiem, że jest to skromniutka dziewczynka :)
Emilka w 24 tc
Problemy zaczęły się w trzecim trymestrze. Najpierw lekarz stwierdził, że Dziecko jest o dwa tygodnie za małe odnośnie swego wieku płodowego. Na szczęście na następnej wizycie różnica ta zmniejszyła się do kilku dni. Okazało się wtedy jednak, że mam podwyższone ciśnienie (140/90) więc lekarz zapisał mi tabletki na nadciśnienie i zalecił dużo odpoczywać oraz dwa razy dziennie mierzyć ciśnienie. Po tygodniu zażywania zapisanych leków ciśnienie nadal było podwyższone więc lekarz zalecił abym zgłosiła się do szpitala na izbę przyjęć. I tak krótko po Walentynkach trafiłam na oddział patologii ciąży.
W szpitalu
 W szpitalu zwiększono dawkę leków, które zażywałam w domu ale nie dało to efektów innych poza utrzymaniem ciśnienia na poziomie 140/90. USG wykonane w szpitalu wykazało ponownie zbyt małą wielkość Dziecka co określono mianem hypotrofii symetrycznej płodu, a także przedwczesne starzenie się łożyska. Dodatkowo zaczęły się pogarszać moje wyniki - ciśnienie pomimo leków wzrosło do 150/100 a w moczu pojawiło się białko co w połączeniu z utrzymującymi się od kilku tygodni sporymi obrzękami ciała dało jednoznaczną diagnozę: gestoza czyli zatrucie ciążowe. Otrzymałam również informację, że nie ma mowy abym przed porodem została wypisana do domu. Moje obawy o córeczkę przy każdej nowej informacji odnośnie mojego stanu zdrowia stawały się coraz większe. Nie raz płakałam mężowi po kolejnym USG czy pomiarze ciśnienia. Bardzo bałam się przedwczesnego porodu i tego, że Mała może mieć problemy ze zdrowiem. Nie miało już nawet znaczenia to, że zamiast wyczekiwanego porodu rodzinnego będę musiała mieć cięcie cesarskie. Wiedziałam, że to co się dzieje nie jest moją winą ale podświadomie obwiniałam się o to, że nie potrafię jak większość kobiet dotrwać bez problemów do końca ciąży i zapewnić Dzidzi dobrych warunków do rozwoju. W dodatku było mi ciężko wysiedzieć bezczynnie w szpitalu bo sporo było jeszcze do zrobienia w domu przed pojawieniem się córeczki. Mieliśmy wprawdzie kupiony już wózek, łóżeczko oraz sporo ubranek ale chciałam wszystko dopracować po swojemu – ustawić łóżeczko, ubrać pościel, poprać i poprasować ubranka, przygotować torbę dla Dzidziusia do szpitala, dokupić to czego jeszcze brakuje… Zostałam jednak pozbawiona tych przyjemności :( Było to oczywiście dla dobra mojego i Maluszka ale chwilami było mi ciężko o tym pamiętać.
Wyprawka
 15 marca po trzech tygodniach pobytu na oddziale patologii ciąży moje wyniki bardzo się pogorszyły – bardzo wysoki białkomocz, obrzęki takie że chodzenie sprawiało mi fizyczny ból, ciśnienie 170/100. Przyczyniło się to do podjęcia przez lekarzy decyzji o natychmiastowym cięciu cesarskim. Gdy to usłyszałam byłam przerażona… Zdążyłam zadzwonić do męża aby jak najszybciej przyjechał z rzeczami dla Emilki bo zabierają mnie już na cięcie cesarskie. Miałam nadzieję, że P. zdąży do szpitala zanim wezmą mnie na blok operacyjny. Uczucie lęku towarzyszyło mi przez wszystkie czynności przygotowujące mnie do operacji i gdybym tylko mogła to chyba uciekłabym z traktu porodowego. Mąż zdążył do szpitala i w drodze na salę operacyjną pozwolono nam się nawet przywitać :) Na sali operacyjnej dostałam znieczulenie zewnątrzoponowe. W czasie cięcia z nerwów miałam problemy z oddychaniem i zaczęłam się dusić więc anestezjolog musiał mnie cały czas uspokajać. W momencie gdy usłyszałam płacz swojej Kruszynki ogarnął mnie niesamowity spokój… Wszystkie lęki i obawy zniknęły. Nareszcie byłyśmy razem po tej samej stronie brzucha! Emilka przyszła na świat 15 marca o godzinie 10:40 w 35 tygodniu ciąży - ważyła 2330 g, długa była na 48 cm i uzyskała 9 punktów Apgar. Przyszła na Świat w 49 urodziny mojej mamy, a więc zrobiła babci cudowny prezent urodzinowy ;)
Pierwsze minuty Emilki na świecie
Widziałam Emilkę tylko przez chwilkę gdy wynoszono ją z sali operacyjnej - pokazano mi, że to dziewczynka i pozwolono pocałować w główkę... Milcia nie musiała leżeć w inkubatorze ale spędziła dwie godziny w specjalnej cieplarce.
W otwartym inkubatorze - cieplarce
Później natomiast leżała na obserwacji na oddziale neonatologicznym i przynoszono mi ją przez dwa dni tylko na karmienie. Było to dla mnie bardzo trudne – miałam już swoją wyczekiwaną córeczkę ale nie mogłam z nią być przez cały czas :( W dodatku pojawiły się inne problemy. Emilka jak typowy wcześniak miała problemy z ssaniem co utrudniało jej karmienie. Dodatkowym problemem było to, że Mała bardzo dużo spała i nie budziła się do karmienia. Musiałam sama pilnować tego aby otrzymywała jedzonko co 3-4 godziny i w tym celu budzić ją. U mnie jak na złość pojawił się nawał pokarmu, który utrudniał przystawienie Mili do piersi a później spokojne jedzenie bo mleko leciało za szybko. Niejednokrotnie próby przystawienia Emilki do piersi kończyły się jej złością i moimi łzami, że nic z tego nie wychodzi i moje dziecko jest głodne. Kazano mi Małą dokarmiać moim pokarmem ze strzykawki… To również nie było łatwe – strzykawka jest twarda więc bałam się, że pokaleczę dziąsła Emilki. Nie wiedziałam też ile mleka jednorazowo wstrzykiwać do buźki aby nie wywołać zakrztuszenia…
Karmienie strzykawką
Na moje pytanie czy nie mogłabym swojego mleka podać dziecku z butelki usłyszałam od położnej kazanie: „myśli pani tylko o sobie i swojej wygodzie, nie chce pani dobra dziecka itd.” Emilka nie przybierała na wadze… Szanse szybkiego powrotu do domu cały czas malały. Ja łapałam coraz większego doła – cały czas płakałam. Na szczęście trafiłam na super współlokatorkę w pokoju ;) Powiedziała mi, że mam się nie przejmować i robić po swojemu. Po kryjomu więc odciągałam mleko laktatorem, ogrzewałam lekko w gorącej wodzie i podawałam Małej. I w końcu Emilka zaczęła przybierać na wadze! Po 7 dniach od porodu pozwolono nam wrócić do domu.
Kilka dni po powrocie do domku
W domku karmiłam zarówno piersią jak i butelką ze swoim mlekiem. Codziennie po kąpieli ważyliśmy Emilkę aby mieć pewność, że przybiera na wadze. Z dnia na dzień było coraz lepiej. Nastrój poprawił mi się i po depresji nie było śladu :) Emilki ospałość minęła, nauczyła się ssać pierś a ja ją właściwie przystawiać do jedzonka :) Mała tak jadła, że w ekspresowym tempie z wychudzonego noworodka zmieniła się w tłuściutkiego dzidziusia :) Wszystkie kontrole w związku z jej wcześniactwem wykazały, że jest zdrowa. Lekarz w poradni wcześniaków stwierdził nawet, że nie widzi żadnych cech wcześniactwa :) Wszystko więc skończyło się dobrze :)

Emilka w 1 urodzinki

Emilka w 2 urodzinki

Emilka w 3 urodzinki


3 komentarze:

  1. dobrze, że wszystko się pomyślnie skończyło.
    a współlokatorka szpitalna miała rację, instynkt matki najlepszym doradcą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Okropnie się wzruszyłam czytając tą całą historię. Sama leżałam na patologii ciąży przez dwa tygodnie i pamiętam dobrze strach, łzy i wszystko inne.
    Moje ulubione zdjęcie to te z drugich urodzin Emilki. Cudne oczy, piękna buźka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wzruszająca historia :) I piękną masz córę!

    OdpowiedzUsuń