Jesteśmy już w Rydlewie u moich rodziców. Podróż minęła nam dobrze. Fabi zaliczył w pociągu ponad godzinną drzemkę więc humorek mu dopisywał - tańczył, śpiewał i zaczepiał pasażerów ;) Milcia również była grzeczna, chociaż po 2 godzinach podróż okropnie zaczęła jej się już dłużyć ;) Gdy dojechaliśmy do Inowrocławia czekał już na nas dziadek - dzieciaki przywitały go radośnie okrzykiem "dziadzia!". Byłam przekonana, że na początku Fabianek będzie się wstydził dziadka bo widział go ostatnio w listopadzie. Spotkało mnie jednak miłe zaskoczenie - Fabi cały czas chodzi za dziadzią i go zaczepia i nawet przez minutę nie był zawstydzony :) Po przyjeździe do Rydlewa czekała na Emilkę niespodzianka ;)
Radość z wyjazdu zepsuła mi piątkowa informacja o śmierci mojej cioci - siostry mojego taty. Była to mama mojej ulubionej kuzynki Beaty. To ona (kuzynka) będąc dzieckiem jeździła do moich rodziców na wakacje aby się mną opiekować a później brać do siebie na wakacje. Wielokrotnie więc byłam gościem w domu u cioci. Często chodziłam z nią do kiosku, w którym pracowała i bawiłam się w sklepową układając towar lub podając go kupującym. Gdy Beata założyła swoją rodzinę i wyprowadziła się od rodziców wówczas moje wizyty u cioci stały się rzadsze. Na wakacje zaczęłam jeździć do nowego domu kuzynki ale i tak czasem na weekendy jeździliśmy w odwiedziny do cioci. Gdy dorosłam kontakt zarówno z ciocią jak i kuzynką stał się sporadyczny. W pamięci jednak pozostały te wszystkie wakacje i czas u nich spędzany... Zawsze będę pamiętać chwile spędzane z ciocią w kiosku, zabawy na balkonie czy też wybieranie rożnych drobiazgów na stoiskach "rusków"...
Pogrzeb cioci będzie w poniedziałek o 11:00 w miejscowości oddalonej od domu moich rodziców o ponad 100 km. Bardzo chciałabym jechać i pożegnać ciocię. Nie mam jednak co zrobić z dziećmi :( Nie chcę ich brać ze sobą na pogrzeb. Fabian jest wprawdzie na tyle mały, że nie rozumie jeszcze zagadnień związanych ze śmiercią. Mogłabym go więc zabrać ze sobą gdyby nie to, że nie lubi jeździć autem i jest typowo zimowa pogoda a on jest lekko przeziębiony. Wzięcie Emilki na pogrzeb jednak w ogóle nie wchodzi w grę. Wprawdzie już wielokrotnie rozmawiałam z nią o śmierci – wie, że gdy się umiera to idzie się do nieba do Bozi. Umiera się natomiast wtedy gdy jest się bardzo poważnie chorym i lekarze nie są w stanie wyleczyć takiej osoby. Pierwszy raz o śmierci rozmawiałam z Emilką gdy miała prawie 2,5 roku – zdechła wówczas nasza jaszczurka. P. pojechał do lasu aby ją pochować a ja tłumaczyłam Mili, że jaszczurka była bardzo chora i poszła do nieba do Bozi aby już nie cierpieć. Taka odpowiedź jej wówczas wystarczyła i wystarcza do dziś. Gdy odwiedzamy cmentarz aby zapalić znicze u moich babć lub dziadków tłumaczę wówczas, że robimy to po to aby pokazać bliskim w niebie iż nadal o nich pamiętamy i za nimi tęsknimy. Takie odpowiedzi są dla niej wystarczające i myślę, że nie byłaby w stanie zrozumieć zakopywania trumny ze zmarłym w ziemi. Na pewno bardzo by przeżyła taki widok – nawet dla dorosłych jest to zawsze duże przeżycie. Dlatego też nie ma opcji aby Emilka jechała na pogrzeb. Jeżeli nie wymyślę co zrobić z dzieciakami tzn. z kim je zostawić, to nie będę miała wyjścia i zostanę z nimi w domu…
P. miał jechać z nami do Rydlewa aby zostać z dzieciakami w poniedziałek w domu. Niestety rozłożyło go przeziębienie i leży w łóżku z gorączką. Ciężko mi było go zostawić w Olsztynie chorego. Na szczęście jego rodzice będą do niego zaglądać :)
Radość z wyjazdu zepsuła mi piątkowa informacja o śmierci mojej cioci - siostry mojego taty. Była to mama mojej ulubionej kuzynki Beaty. To ona (kuzynka) będąc dzieckiem jeździła do moich rodziców na wakacje aby się mną opiekować a później brać do siebie na wakacje. Wielokrotnie więc byłam gościem w domu u cioci. Często chodziłam z nią do kiosku, w którym pracowała i bawiłam się w sklepową układając towar lub podając go kupującym. Gdy Beata założyła swoją rodzinę i wyprowadziła się od rodziców wówczas moje wizyty u cioci stały się rzadsze. Na wakacje zaczęłam jeździć do nowego domu kuzynki ale i tak czasem na weekendy jeździliśmy w odwiedziny do cioci. Gdy dorosłam kontakt zarówno z ciocią jak i kuzynką stał się sporadyczny. W pamięci jednak pozostały te wszystkie wakacje i czas u nich spędzany... Zawsze będę pamiętać chwile spędzane z ciocią w kiosku, zabawy na balkonie czy też wybieranie rożnych drobiazgów na stoiskach "rusków"...
Pogrzeb cioci będzie w poniedziałek o 11:00 w miejscowości oddalonej od domu moich rodziców o ponad 100 km. Bardzo chciałabym jechać i pożegnać ciocię. Nie mam jednak co zrobić z dziećmi :( Nie chcę ich brać ze sobą na pogrzeb. Fabian jest wprawdzie na tyle mały, że nie rozumie jeszcze zagadnień związanych ze śmiercią. Mogłabym go więc zabrać ze sobą gdyby nie to, że nie lubi jeździć autem i jest typowo zimowa pogoda a on jest lekko przeziębiony. Wzięcie Emilki na pogrzeb jednak w ogóle nie wchodzi w grę. Wprawdzie już wielokrotnie rozmawiałam z nią o śmierci – wie, że gdy się umiera to idzie się do nieba do Bozi. Umiera się natomiast wtedy gdy jest się bardzo poważnie chorym i lekarze nie są w stanie wyleczyć takiej osoby. Pierwszy raz o śmierci rozmawiałam z Emilką gdy miała prawie 2,5 roku – zdechła wówczas nasza jaszczurka. P. pojechał do lasu aby ją pochować a ja tłumaczyłam Mili, że jaszczurka była bardzo chora i poszła do nieba do Bozi aby już nie cierpieć. Taka odpowiedź jej wówczas wystarczyła i wystarcza do dziś. Gdy odwiedzamy cmentarz aby zapalić znicze u moich babć lub dziadków tłumaczę wówczas, że robimy to po to aby pokazać bliskim w niebie iż nadal o nich pamiętamy i za nimi tęsknimy. Takie odpowiedzi są dla niej wystarczające i myślę, że nie byłaby w stanie zrozumieć zakopywania trumny ze zmarłym w ziemi. Na pewno bardzo by przeżyła taki widok – nawet dla dorosłych jest to zawsze duże przeżycie. Dlatego też nie ma opcji aby Emilka jechała na pogrzeb. Jeżeli nie wymyślę co zrobić z dzieciakami tzn. z kim je zostawić, to nie będę miała wyjścia i zostanę z nimi w domu…
P. miał jechać z nami do Rydlewa aby zostać z dzieciakami w poniedziałek w domu. Niestety rozłożyło go przeziębienie i leży w łóżku z gorączką. Ciężko mi było go zostawić w Olsztynie chorego. Na szczęście jego rodzice będą do niego zaglądać :)
Smutne to co piszesz :-( szkoda , ze takie doswiadczenie akurat jak przyjechalas do rodzicow ... Cudne masz dzieciaczki i jakie dzielne , ze zniosly taka podroz:-)
OdpowiedzUsuńP.s czy moglabys zmienic czcionke poniewaz strasznie zle i trudno czyta sie Wasze notki naprawde czesto az sie czlowiek zniecheca poniewaz jest ciezko cokolwiek przeczytac ??
Pozdrawiam
Kaja.
Dziękuję bardzo. Co do czcionki to przemyślę zmianę ...
UsuńWspółczuję śmierci cioci.
OdpowiedzUsuńDziękuję
UsuńTak mi przykro :(
OdpowiedzUsuńNie są to łatwe tematy.. :(
Niestety niełatwe ale pojawiające się w naszym życiu :|
UsuńPrzykro mi z powodu cioci :(
OdpowiedzUsuńDobrze, że dzieciaki tak fajnie zniosły podróż i przyzwyczajają się do dalekiej drogi.
OdpowiedzUsuńWspółczuję śmierci cioci wiem, że to nie łatwy temat.
Fabi na szczęście coraz lepiej znosi podróże :)
UsuńŚciskamy Was mocno!!!
OdpowiedzUsuńDzięki
Usuńdobrze, że babcia była do pomocy tym razem :)
OdpowiedzUsuńa tort wygląda apetycznie, Emilka to ma szczęście.
przyjmij kondolencje [']
Emilka prawie co roku obchodzi podwójnie urodziny - w tym roku ja postanowiłam nie być gorsza i też planuję dwie imprezki z okazji moich urodzin :)
UsuńTo przykre, wyrazy współczucia z powodu cioci :(
OdpowiedzUsuńStrasznie mi przykro. Pomodlę się o nią. ;) A Ty się mocno trzymaj, wszytsko będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńPS: A mi się czcionka właśnie bardzo podoba. Taka przyjazna, zupełnie jak autorka bloga! ;)
Dziękuję bardzo.
UsuńCieszę się, że czcionka Ci się podoba - ja też ją bardzo lubię i wolałabym jej nie zmieniać... :)
przykro mi z powodu cioci :(
OdpowiedzUsuń