Wczoraj miałam z dziećmi bardzo nieprzyjemną przygodę. Jechałam z nimi po P. do pracy i coś zaczęło stukać w aucie - postanowiłam zjechać na bok i zadzwonić po męża ale zanim zdążyłam to zrobić to stało się coś nieprawdopodobnego... Przednie koło od strony kierowcy odturlało się uderzając w auto jadące z naprzeciwka. Samochód oczywiście od razu opadł na ulicę bokiem bez koła i zatarasował cały pas ruchu.
Byłam tak zdenerwowana, że nie wiedziałam co robić... Zadzwoniłam od razu po P. i teścia i roztrzęsiona czekałam na ratunek. Przechodzień widzący całą sytuację zainterweniował - podszedł do mnie i zapytał czy nic mi nie jest, sprawdził czy z dzieciakami wszystko dobrze, rozłożył trójkąt ostrzegawczy, sprawdził co u drugiego uczestnika zdarzenia, przyniósł koło które odpadło i uspokajał mnie do momentu pojawienia się P.
Gdy P. razem ze swoim tatą zrobili rozeznanie sytuacji okazało się, że koło się nie urwało tylko odkręciło - nakrętki bez problemu przymocowały koło z powrotem do auta. Tylko jakim cudem naraz odkręciły się 4 nakrętki? Czy nie dokręcono ich dobrze przy zmianie opon na zimowe? Pewnie się tego nie dowiem...
Kierowcy z drugiego auta też nic się nie stało - koło, które w niego uderzyło uszkodziło lekko przedni zderzak (małe pęknięcie). Zaczęliśmy wypisywać dokumenty od ubezpieczenia gdy pojawiła się policja wezwana przez Pana z drugiego auta. Spisali protokół zdarzenia, sprawdzili trzeźwość kierowców i upewnili się, że nasze auto nadaje się do jazdy. Wypisywanie protokołu oczywiście sporo trwało - jakieś 45 minut... Do domu dotarliśmy przed 20. Dzieciakami były już nieźle marudne...
Bok auta nad kołem wgnieciony i pewnie do wymiany :| Cieszę się jednak, że cała sytuacja miała miejsce na drodze remontowanej którą wszyscy wolno jadą. Strach pomyśleć jakby to całe zdarzenie wyglądało gdybym śmigała 70 km/h jakąś fajną dwupasmówką w mieście albo 120 km/h gdzieś na trasie poza miastem... Jeszcze gdy teraz o tym wszystkim piszę trzęsą mi się ręce i mam łzy w oczach :(
Byłam tak zdenerwowana, że nie wiedziałam co robić... Zadzwoniłam od razu po P. i teścia i roztrzęsiona czekałam na ratunek. Przechodzień widzący całą sytuację zainterweniował - podszedł do mnie i zapytał czy nic mi nie jest, sprawdził czy z dzieciakami wszystko dobrze, rozłożył trójkąt ostrzegawczy, sprawdził co u drugiego uczestnika zdarzenia, przyniósł koło które odpadło i uspokajał mnie do momentu pojawienia się P.
Gdy P. razem ze swoim tatą zrobili rozeznanie sytuacji okazało się, że koło się nie urwało tylko odkręciło - nakrętki bez problemu przymocowały koło z powrotem do auta. Tylko jakim cudem naraz odkręciły się 4 nakrętki? Czy nie dokręcono ich dobrze przy zmianie opon na zimowe? Pewnie się tego nie dowiem...
Kierowcy z drugiego auta też nic się nie stało - koło, które w niego uderzyło uszkodziło lekko przedni zderzak (małe pęknięcie). Zaczęliśmy wypisywać dokumenty od ubezpieczenia gdy pojawiła się policja wezwana przez Pana z drugiego auta. Spisali protokół zdarzenia, sprawdzili trzeźwość kierowców i upewnili się, że nasze auto nadaje się do jazdy. Wypisywanie protokołu oczywiście sporo trwało - jakieś 45 minut... Do domu dotarliśmy przed 20. Dzieciakami były już nieźle marudne...
Bok auta nad kołem wgnieciony i pewnie do wymiany :| Cieszę się jednak, że cała sytuacja miała miejsce na drodze remontowanej którą wszyscy wolno jadą. Strach pomyśleć jakby to całe zdarzenie wyglądało gdybym śmigała 70 km/h jakąś fajną dwupasmówką w mieście albo 120 km/h gdzieś na trasie poza miastem... Jeszcze gdy teraz o tym wszystkim piszę trzęsą mi się ręce i mam łzy w oczach :(
o ja!
OdpowiedzUsuńNo i kogo teraz winić? Niemożliwe przecież by same się odkręciły...
Sprawdź pozostałe koła...
Pozdrawiam;)
O matko! Współczuję takiej sytuacji, dobrze, że nic się nie stało poważnego.
OdpowiedzUsuńRaczej nie możliwe, by Ci nie przykręcili po wymianie opon, bo mają to we krwi, a i sprzęt którym to robią jest porządny. Ale sprawdzić wszystkie opony i wszystkie śruby warto!
Dzielnie sobie poradziłaś, a sytuacje miałaś ektremalną... współczuje
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie zazdroszczę Wam tej przygody. Cieszę się, że wszystko dobrze się skończyło.
OdpowiedzUsuń