Długo udało nam się bronić przed choróbskami - niestety w końcu dopadły i nas. Zaczęło się tydzień temu od Emilki i temperatury prawie 40 C, do tego doszedł kaszel i zapalenie krtani. Mila spędziła zatem tydzień w domu na antybiotyku. W piątek gorączka dopadła P. i przerodziła się w grypę żołądkową trwającą prawie cały weekend. Aby było ciekawie to w niedzielę do grona chorych dołączył Fabian z gorączką i infekcją zatok...
Ciężki tydzień za mną zatem - bieganie do pediatry i do apteki, poprawianie nastroju chorującym, bieganie do szkoły po lekcje dla Emilki aby zaległości się nie nagromadziły i oczywiście wymyślanie posiłków mogących skłonić chorujących do jedzenia... Nie było czasu na sprzątanie i konkretne zakupy a bałagan w mieszkaniu i prawie pusta lodówka to coś czego nie znoszę :| Do tego brak spacerów czy dłuższych wyjść na świeże powietrze...
Przez moment i mnie zaczęło coś rozkładać więc zaczęłam się wspomagać miodem, cytryną i domowymi sokami z malin oraz z czarnego bzu. Niestety konieczne były też farmaceutyki, w których ciężarne nie mają za dużego wyboru. Padło na Prenalen tabletki do ssania i saszetki... Najważniejsze, że jakoś udało mi się wybronić przed choróbskiem i mogłam pełnić rolę całodobowej pielęgniarki ;) Mam nadzieję, że moja wygrana jest ostateczna i nic mnie nie zaskoczy w najbliższych dniach...
W przypadku przedszkolaka chorowanie nie stwarza problemów gdyż nie niesie ze sobą jakichś zaległości. Niestety w przypadku ucznia każdy dzień nieobecności w szkole to spore zaległości... Po jednym dniu Emilka miała do zrobienia np. 5 stron A4 w ćwiczeniach z matematyki, 1 stronę w ćwiczeniach z języka polskiego i pół strony w zeszycie z matematyki. Gdybym na weekend dała Emilce do zrobienia ćwiczenia i zadania z całego tygodnia to byłoby niewesoło - już sama ich ilość by ją zniechęciła i przyczyniłaby się do jęków rozpaczy ;) Dobrze, że do szkoły mamy 5 minut piechotą i mogłam codziennie po lekcjach dowiadywać się od pani Asi co dzieci w danym dniu robiły... Emilka jest na szczęście na tyle duża, że zostanie już na chwilę sama w mieszkaniu.
Ciężki tydzień za mną zatem - bieganie do pediatry i do apteki, poprawianie nastroju chorującym, bieganie do szkoły po lekcje dla Emilki aby zaległości się nie nagromadziły i oczywiście wymyślanie posiłków mogących skłonić chorujących do jedzenia... Nie było czasu na sprzątanie i konkretne zakupy a bałagan w mieszkaniu i prawie pusta lodówka to coś czego nie znoszę :| Do tego brak spacerów czy dłuższych wyjść na świeże powietrze...
Przez moment i mnie zaczęło coś rozkładać więc zaczęłam się wspomagać miodem, cytryną i domowymi sokami z malin oraz z czarnego bzu. Niestety konieczne były też farmaceutyki, w których ciężarne nie mają za dużego wyboru. Padło na Prenalen tabletki do ssania i saszetki... Najważniejsze, że jakoś udało mi się wybronić przed choróbskiem i mogłam pełnić rolę całodobowej pielęgniarki ;) Mam nadzieję, że moja wygrana jest ostateczna i nic mnie nie zaskoczy w najbliższych dniach...
W przypadku przedszkolaka chorowanie nie stwarza problemów gdyż nie niesie ze sobą jakichś zaległości. Niestety w przypadku ucznia każdy dzień nieobecności w szkole to spore zaległości... Po jednym dniu Emilka miała do zrobienia np. 5 stron A4 w ćwiczeniach z matematyki, 1 stronę w ćwiczeniach z języka polskiego i pół strony w zeszycie z matematyki. Gdybym na weekend dała Emilce do zrobienia ćwiczenia i zadania z całego tygodnia to byłoby niewesoło - już sama ich ilość by ją zniechęciła i przyczyniłaby się do jęków rozpaczy ;) Dobrze, że do szkoły mamy 5 minut piechotą i mogłam codziennie po lekcjach dowiadywać się od pani Asi co dzieci w danym dniu robiły... Emilka jest na szczęście na tyle duża, że zostanie już na chwilę sama w mieszkaniu.
Byłe do wiosny... Zdrowka kochani!
OdpowiedzUsuńZdrówka!!!
OdpowiedzUsuń